Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kwiczenia atletów. Ksystesy zamiast piasku pokrywała trawa. Dwaj przyjaciele przeszli pod szeroki portyk wewnętrzny. Ciekawość Juliana wzmogła się od całej tej tajemniczości. Publiusz prowadził go za rękę, nie mówiąc ani słowa.
Pod drugim portykiem były drzwi, prowadzące do egzedry, krytej sali marmurowej, w której niegdyś zgromadzali się mówcy i mędrcy ateńscy. Świst cykad rozlegał się w miejscu, w którem onego czasu rozbrzmiawały słynnych mężów wymowne rozprawy. Śród gęstych, jakby cmentarnych ziół, brzęczały pszczoły. Dokoła panowała cisza i smutek. Nagle, nie wiedzieć skąd, rozległ się głos niewieści, dźwięk dysku, padającego na marmur, i wesoły śmiech.
Skradając się jak złoczyńcy, przeszli pod cień kolumn eleotezyonu, miejsca, na którem zapaśnicy starożytni nacierali sobie ciała oliwą.
Z poza tych kolumn widać było efebeon, plac czworoboczny pod gołem niebem, przeznaczony do gry w piłkę i rzucania dysku. Ten plac był wysypany świeżym widocznie piaskiem.
Julian spojrzał i mimowoli cofnął się wtył.
O dwadzieścia kroków przed nim stała młoda dziewczyna, całkiem naga, z dyskiem w dłoni. Jednem spojniem ogarnął całe jej cudne ciało dziewicze.
Uczynił szybkie poruszenie w zamiarze odejścia, ale w dobrodusznem spojrzeniu Publiusza i w jego twarzy bladej i wynędzniałej dojrzał tyle czci i zachwytu, że zrozumiał, iż ten wielbiciel Hellady bez żadnej grzesznej myśli sprowadził go tutaj. Entuzyazm jego był święty.
Publiusz, ściskając dłoń Juliana, szepnął:
— Patrz! Nie jesteśmyż w tej chwili o dziesięć wieków wstecz w starożytnej Lakonii? Czy pamiętasz wiersze Propercyusza: Ludi Laconum?