Przejdź do zawartości

Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Samołówka na pchły — odparła Marynka. — Widzi pan tu jest rureczka z dziurkowanem dnem, z jednej strony spodem zamknięta. Do środka wkręciło się listewkę, nasmarowaną miodem, pchły wpadały przez dziurkę i lepiły się do ścian. Babunia opowiada, że modne damy nosiły takie samołówki na szyi zawieszone na jedwabnych wstążeczkach.
— Mieli też co wymyślać — zaśmiał się Golicyn.
Marynka spojrzała na niego z cichym wyrzutem, a on zrozumiał wtedy, że nie wolno mu śmiać się z tych biednych pamiątek starego wieku, które jej są miłe i drogie. Ona sama zresztą podobna jest do nich, a przedziwny urok, który ją owiewa, miał w sobie tchnienie przeszłości. Z przeszłości śmiać się nie wolno. Śmiać się możemy z własnych dzieł, a wnuki nasze i tak śmiać się z nas będą, każdy wiek ma swoją śmiesznostkę na kształt owej pchlej samołówki.
— Marynko, chciałbym pomówić z wami na osobności — szepnął jej ukradkiem.
— Niech pan idzie do błękitnego pokoju — odszepnęła równie tajemniczo Marynka.
Poczem zamknęła serwantkę i zwróciła się do babuni, a Golicyn wysunął się cicho z bawialni. Babunia kończyła właśnie pasyaansa, którego wynik budził powszechną ciekawość, gdyż był on rodzajem kabały.
— Dama karowa! przy kierach dama karowa! — unosił się Fryndin.
— Siedźcież cicho! batiuszka, i czego się tak bez miary szastacie — gromiła go babunia.
— List i droga! List i droga! — wołał Fryndin, nie dając się uśmierzyć i zaglądając w karty przez ramię staruszki.