Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czko blade, ale chociaż pobladłaś, bardzo dziś na awantaż wyglądasz — mówiła staruszka gładząc ją po twarzy.
Potem rzekła zwracając się do Niny Lwownej.
— Bardzo wyładniała Maryńka i poszukać by jej trzeba przystojnego kawalera, nie takiego starego grzyba jak wasz Awkwitonow. Porzuć ty raz matko te wasze Czeremuszki i przenieś się całkiem do mnie. Pożałuj przecie starej, będzie ci tu dobrze, zobaczysz, i kawalera stosownego znajdziemy dla Marynki.
Nina Lwowna nic nie odrzekła, tylko głowę pochyliła i zadzwoniła głośniej drutami.
— A kiedyż spełnicie wasze przyrzeczenie Maryo Pawłowna — rzekł do Marynki Golicyn.
Widział on, że dziewczynie nie miłą jest gadanina babki, i chciał pomódz jej przerywając wątek.
— Cóż ja przyrzekłam księciu?
— Pokazać suweniry babuni.
— Ach tak! z największą przyjemnością, jeśli babunia pozwoli.
— Samabym ci pokazała batiuszka, ale cóż! Nogi już nie służą, wstawać się nie chce. Pokaż mu Marynko i owszem.
Staruszka lubiła bardzo pokazywać gościom swoje suweniry i pyszniła się nimi jak dziecko.
Marya Pawłówna podeszła z Golicynem do oszklonej serwantki, otworzyła ją i zaczęła pokazywać staroświeckie cacka. Tabakierki, bombonierki, medaliony, kameje, skrzyneczki do muszek i pudru, figurki z saskiej porcelany i takież filiżaneczki.
— A to co? — spytał Golicyn, pokazując na mały przedmiot, wyrobiony z kości słoniowej i złota.