Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No! Raczycie mi pochlebiać, Wasza Wielmożność — uśmiechnął się z niedowierzaniem Mikołaj, nie mniej przeto serce zadrżało w nim na słowa »Nowy Piotr«, bo wszak było to jego własne, dawne marzenie. Milczał chwilę, a potem rzekł:
— Nie myślałem nigdy o tronie; wychowano mnie co najwyżej na brygadyera, lecz mam nadzieję okazać się godnym mego dostojeństwa. Mam nadzieję także, że skoro ja spełnię swą powinność, wszyscy inni spełnią ją również wobec mnie. Skoro tylko nabiorę potrzebnej wiedzy, postawię każdego na właściwem miejscu. Filozofia nie moja rzecz. Niech mówią, co chcą panowie filozofy, a dla mnie żyć, to znaczy służyć, i gdyby wszyscy służyli, jak należy, wszędzie byłby porządek i spokój, oto panowie moja filozofia.
Spojrzał na Sperańskiego, ten milczał z pochyloną głową i przymrużonemi oczyma, jak gdyby przed muzyką.
— I dlatego! — ciągnął dalej Mikołaj, podnosząc głos — nie dopuszczam nawet myśli, aby w sprawach, dotyczących powierzonego mi przez Boga cesarstwa, kto z poddanych moich poważył się uchylić od wskazanej mu przezemnie drogi.
Mówił krótko, porywczo, jakby się z kim spierał, lub się na kogoś gniewał; wpadając w ferwor, jak młody kogucik, który próbuje głosu, lecz nie umie jeszcze porządnie zapiać.
— I jeśli choć na godzinę będę cesarzem, to potrafię dowieść, że godzien jestem tego dostojeństwa.
Skończył i wstał.
— Zwołacie dziś, Wasza Wielmożność, Radę państwa o godzinie ósmej wieczorem, dla ogło-