Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/383

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zatknął uszy, żeby nie słyszeć, lecz wkrótce uciszyło się i słyszał tylko szczęk nakładanych kajdan i perswazye Trofimowa.
— Człowiek ze snu wasza wielmożność, jak małe dziecko, łatwo się nastraszy, a jak się zbudzi, to tylko śmiech.
Murawiew stanął przy ścianie, odgradzającej go od Golicyna i spytał przes szczelinę:
— Czy przeczytaliście mój testament?
— Przeczytałem.
— Wręczycie go ojcu Mysłowskiemu?
— Wręczę. A czy pamiętacie Murawiew jakeście mi mówili, że my o czemś najważniejszem nie wiemy.
— Pamiętam.
— A czy nie będzie to właśnie to, o czem mówi twój testament: Królowanie Chrystusa na ziemi i w niebie.
— Tak, lecz nie wiemy, jak to zrobić.
— A zanim się dowiemy, Rosya zginie.
— Nie zginie! Chrystus zbawi. — Umilkł i dodał szeptem. — Chrystus i jeszcze ktoś.
— Kto? — chciał zapytać Golicyn, lecz nie spytał, czując, że o takie rzeczy pytać nie wolno.
— Wyście żonaty, Golicyn?
— Żonaty.
— A jak imię waszej żony?
— Marya Pawłówna.
— A jak do niej mówicie?
— Marynko!
— Więc pocałujcie odemnie Marynkę. Bądźcie zdrów, już idę; niech was Bóg strzeże.
Golicyn usłyszał stuk drzwi otwieranych, zgrzyt klucza, obracanego w zamku w sąsiedniej celi.