Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/373

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Miła przyjaciółko dałaś mi szczęście niezmienne przez osiem lat. Uczuć moich wyrazić nie potrafię — dziej się wola Boża.
Wszedł O. Piotr. Mówić coś zaczął o skrusze, o przebaczeniu, poddaniu się woli Bożej, lecz skoro zauważył, że go Rylejew nie słucha, zmienił ton i rzekł po prostu.
— No cóż Konradzie Fedorowiczu, może mi coś jeszcze polecicie.
— Nic! już nic, zdaje się wszystko powiedziałem ojcze Piotrze — odpowiedział Rylejew równie prosto.
Uśmiechnął się i chciał pożartować.
— No, jakże ojcze, więc konfirmacya wyroku, dekoracya?
— »Konfirmacya, dekoracya« — mawiał poprzednio ojciec Piotr, chcąc wzbudzić w więźniach wiarę, że zatwierdzenie wyroku przez cesarza jest tylko komedyą.
Lecz spojrzawszy na Mysłowskiego, Rylejew zrozumiał, że tamtemu jest wstyd i straszno, wziął jego rękę i przyłożył sobie do serca.
— Słyszycie, jak bije?
— Słyszę.
— Równo?
— Równo.
Wyjął z kieszeni chustkę i podał Mysłowskiemu.
— Oddajcie to cesarzowi, nie zapomnijcie.
— Nie zapomnę, a co powiedzieć?
— Nic, on już będzie wiedział.
Była to ta sama chustka, którą Mikołaj ocierał łzy Rylejewa, gdy ten płakał u stóp jego porażony, wstrząśnięty carskiem miłosierdziem.
Poduszkin wyszedł, a gdy wrócił, Rylejew z twarzy jego odgadł, że już czas.