Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Speranski obrócił na niego swoje leniwe oczy i uśmiechnął się cienkim uśmieszkiem.
— Nie mówcie mi o tem, mam już tu, ten manifest — odparł ukazując ręką na gardło. — Jak tu objaśnić rzeczy nie do objaśnienia, jak wyłożyć ludowi te familijne ceregiele; Konstanty zrzeka się na rzecz Mikołaja, Mikołaj na rzecz Konstantyna. Ani z doma, ani do domu.
— A cóż było robić?
— Nie otwierać testamentu i piwa nie warzyć.
— Zlekceważyć wolę zmarłego?
— Umarli woli nie mają.
— Niedobre to słowa wasza wielmożność.
— Lepsze niedobre słowa, niż niedobre czyny. Nie wolno igrać z ustawowem następstwem tronu. Jeśli nieboszczyk cesarz, kochał choć trochę swoją ojczyznę, która dała mu w 1812 roku tyle dowodów oddania, to jak mógł narażać w ten sposób Rosyę. Zresztą co o tem mówić? ostatnie dziesięć lat jego panowania przechodzą wszystko, cośmy kiedy słyszeli o żelaznym wieku. A może zresztą, wszystko to idzie ku dobremu, jak to lubicie powtarzać.
Karamzin milczał. W duszy zbierały mu się łzy obrazy za przyjaciela, brata najmilszego. Z trudem tylko panował nad sobą. Oparty o marmur kominka, spuścił głowę i zakrył oczy ręką.
— Czy się nie dobrze czubcie — spytał go Sperański.
— Tak! głowa mnie trochę boli, prawdopodobnie z nerwów, nerwy mam dziwnie rozbite.
— Jak wszyscy dziś, prawdopodobnie od słoty — odparł Sperański — a czy wiecie, jaki najlepszy środek na nerwy. Milefolja z gorzkim rumiankiem.