Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W jaką piłkę? — dopytywał Łopuchin.
— No o tem nie można krzyczyć w ucho — zauważył Naryszkin, a potem zapytał szeptem Karamzina.
— A wy słyszeliście o piłce?
— Nie! nie słyszałem.
Pendant quinse jours, on jone la couronne de Russie au ballon, en se la renvoyant mutuellement. Tak raczył wczoraj zażartować francuski poseł Laferroniére. Żarcik ten omal, że nie wejdzie do historyi.
Łopuchin nastawił ucha, usłyszawszy nazwisko Laferroniére, dorozumiał się widocznie o co chodzi i zaśmiał się, odsłaniając szereg równych białych zębów swej sztucznej szczęki, od której oddech jego miał zapach nieboszczyka.
— Jakże wasz reumatyzm Mikołaju Michajłowiczu — przemówił słodko miodowym głosem blisko sześćdziesięcioletni mężczyzna, z dwoma kosmykami siwych włosów dokoła łysawej głowy, z twarzą niezwykle zadziwiająco mlecznobiałą i wielkiemi niebieskiemi oczyma, obracającemi się dziwnie powoli z wyrazem błogiej słodyczy. Wzrok konającego cielęcia, powiedział o nim ktoś. Był to Michał Michajłowicz Speranskij.
— A mnie hemoroidy całkiem zamęczą — dodał nie czekając odpowiedzi, i wyjął z tabakierki szczyptę lafermy wsuwając ją do nosa dwoma długimi cienkimi palcami i ocierając ślady wątpliwej czystości jedwabną, czerwoną chustką. Byłbym ja zuch, mawiał o sobie, gdybym nie zażywał tabaki.
— I cóż? wasza wielmożność, czy gotów już manifest? — zapytał Karamzin, chcąc umyślnie zaznaczyć, że niechowa urazy.