Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pugę na zielonem polu. Żółty czubek Potapa Potapicza wyszyty był zaledwie do pożowy. W kącie płonęła stłżmionem światłem olejna lampa w matowej kuli, a od okien kładły się na podłodze czworokątne smugi księżycowego światła.
Pod wieczór zawierucha ustała, poszarpane strzępy obłoków, ciemne, to jasne płynęły po niebie na kaztałt widmowych wizyi, kwiaty mrozu wykwitłe na szybach iskrzyły się w tem świetle błękitem szafiru.
Golicyn opowiadał długo Marynce o tajnym związku w południowej armii, o Sergiuszu Murawiewie i jego katechizmie, a ze sposobu w jaki go słuchała, widział, że pojmuje wybornie rzeczy zasadnicze.
»Królowie — czytał — przeklęci są od Boga jako ciemiężyciele narodów, dla oswobodzenia ojczyzny wszyscy powinni złączyć się i powstać przeciw tyraństwu, by ustanowić wiarę i wolność w Rosyi. Skruszeni w długiem poniżeniu naszem oddamy cześć; bo jeden będzie wtedy król na ziemi i w niebie Jezus Chrystus«.
— Przecież Chrystus jest tylko w niebie — zauważyła prostodusznie Marynka.
— I na ziemi także.
— Gdzieżby na ziemi? — zaprzeczyła jeszcze prostoduszniej, tu go nie widać.
— Właśnie dlatego nie widać, że tu zamiast Chrystusa, panuje zwierz, trzeba zwierza zabić.
— A! czyż wolno zabijać dla Chrystusa? — odrzekła.
Przed chwilą bał się, że ona nie zrozumie, a teraz zrobiło mu się straszno, bo zbyt dobrze rozumiała; osiemnastoletnia dzieweczka prawie