Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swój ulubiony psalm. Czytał go zawsze po łacinie, jak się go nauczył w dzieciństwie w pensyonacie jezuickim od starego polskiego księdza Alojzego.
»Gdy dusza moja w trwodze, w Tobie nadzieje pokładam. W Bogu wysławiam słowo Jego, bo i cóż mi uczynić może, ten, co z ciała jest. Nieprzyjaciele moi odwracają się i podają tył, skoro wzywam imienia Twego, a stąd wiem, że Bóg jest ze mną. W Bogu nadzieję pokładam i nie trwożę się, cóż mi uczyni człowiek?«
Znów zamknął oczy i zdążył tylko pomyśleć: »Tak właśnie, śpią skazańcy«. No cóż? niech! i zasnął jeszcze głębiej i słodziej, lecz już bez żadnych widzeń we śnie.
Zbudził się nagle, jak to często bywa, nie od hałasu, lecz od tego, że z góry wiedział, że będzie hałas i w samej rzeczy po chwili rozległo się mocne stukanie do drzwi.
— Wasza światłość! Wasza światłość! — posłyszał zalękniony głos kamerdynera.
— Co takiego?
— Przyjechali z zimowego dworca.
Trubecki arozumiał, że jest aresztowany.
Czterech konwojowych z obnażonemi szablami wprowadziło więźnia do gabinetu cesarskiego, za nim weszli: jenerał adjutant Lewaszew, Toll, Benkendorf, komendant pałacowy Baszucki i naczelny policmajster Szulgin.
Mikołaj wstał, zbliżył się do Trubeckiego stanął przed nim i wpatrywał się w niego długo w milczeniu. Ryży, ospowaty, z odstającymi wszami i wielkim garbatym nosem, z grubemi wargami i rozstrzępionemi baczkami po obu stronach twarzy, z dwoma bolesnemi zmarszczkami do-