Strona:Czerwony kogut.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   46   —

— Bo co?
— Czego ty się czepiasz, jak pijawka? Kto ciebie prosi?
— Chcę tobie dopomódz, bo ty sam nie podołasz.
Jakieś światełka zaiskrzyły się i nagle zgasły w oczach Klimki. Nic nie odrzekł i poszedł po konie, aby je na nocną paszę wyprowadzić.


VII.

Cudowna noc letnia!
Na błękitnym firmamencie igrają miliardy jasnych ocząt w wesołym tanie, jak rusałki w wodach zaczarowanego jeziora. W łącznej przestrzeni nie słychać gwaru dnia. Czasami koń parsknie, lub zaszczeka drażniony przez pastuchów pies — i znowu cisza, owa wymowna, spokojna, pięknością a tajemnicą nasiąknięta cisza. Czasami zaleci z odległych sadyb niejasny, głuchy szum i, jak zawstydzony hulaka, rozściele się po ziemi, przytuli się do niej i zamrze. Myśl, na wspomnienia czujna, jeszcze wyczekuje głośnego zawodzenia derkacza, które z wielkiemi przerwami dochodzi z jarzyn, lecz takie niewesołe,