Strona:Czerwony kogut.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   280   —

— Wola Boska! — odezwał się mąż, wzdychając.
Ale i jego serce ścisnął frasunek.
— Tylko nikomu o tem nie opowiadajcie — pogroził wszystkim — a jeżeliby jaki nieznajomy wypytywał — mówcie, że na zarobki poszli...
Józefa powróciła od Damulisa do domu, jeżeli nie weselsza, to znacznie spokojniejsza. Rzewnie jej było, bardzo rzewnie. Ale czuła, że serce już nie tak boleśnie kołacze się w piersi.
— Może nic tak strasznego w tem niema — wspomniała słowa Damulisa.
— Przecie on — myślała — człowiek stary, dużo widział i przeżył — nie może mylić się... Może potem wszystkim będzie lżej i lepiej żyć?...
Te słowa, jak ręka matki, pogłaskały Józefę po sercu...
Przeżegnała się i usiadła do śniadania... Pierwszy raz sama jedna!... Na rzęsach błysnęły łzy... Ale jadła...
Po śniadaniu chyżo wzięła się do codziennej pracy...


Był sam środek lata. Przyszły deszcze i ludzie porzucili żyto, popychali się w chatach