Strona:Czerwony kogut.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   270   —

pismo i rozmaite wieści jednym zamachem poruszyły ludzi, nową nadzieją zapełniły ich serca.
Prawda, niejeden uśmiechał się i drwił, że nic z tego nie będzie, i nie ruszając się z miejsca, trasował się tylko sobą i przebiegłe wyczekiwał.
Jednak byli i tacy, szczególnie wśród młodszych, którzy gorejącem sercem i zapalonym wzrokiem patrzyli na co innego i, zaciskając mocno pięści, szeptali:
— Nie będziemy pańskimi niewolnikami, wypędzimy Rosyan!
Starzy tymczasem tylko wzdychali, smutnie kiwając głowami, lecz nie próbowali powstrzymywać gorętszych...
W liczbie tych gorętszych był i Piotr Banis. Młody, wrażliwy i gorący człowiek, nie mógł patrzeć obojętnie na te wypadki, spokojnie słuchać wieści. Chociaż poza miasteczkiem swojem nigdzie nie bywał, a o sprawach świata i ludzi mało co rozumiał, jednak słowa wolność i równość były dla niego zrozumiałe i drogie. I dawniej nieraz, gdy pracował na pańskiem polu, zmęczony i głodny, przyćmionemi oczyma patrzał na pałac swego pana i w wyobraźni jego powstawał zupełnie nowy jasnego życia obraz... Tylko on był wobec tego obrazu słabym, bie-