Strona:Czerwony kogut.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   157   —

nej, leży, jęcząc, kobieta. Nad chorą stoją dwie staruszki: »babka« i »wróżka«.
Wróżki wszyscy się boją, czują do niej w głębi duszy jakąś niechęć, wstręt, lecz w chwilach nadzwyczajnych zwracają się po jej radę (chętnie, bo wszyscy święcie wierzą w moc jej czaru).
Za ścianą obory szaleje straszna śnieżyca. To jęknie pod ścianą, to zagwiżdże między szparami belek, to leci, wyjąc, w dal, na szerokie niziny pól...
Jan karmi Siwka. Siwek — to najdroższy jogo druh, całe bogactwo. Kiedyś dawali za niego Żydzi czterysta rubli, aczkolwiek tyle niewart, lecz Jan odpowiedział stanowczo:
— Choćbyście dziesięć razy więcej dawali, Siwusia mieć nie będziecie.
Siwek uratował niegdyś życie Janowi. Było to przed kilku laty. Jan był wtedy jeszcze kawalerem. Wracał raz z jarmarku dobrze podchmielony. Nie dojeżdżając do domu, spadł z konia i w stanie nietrzeźwym zasnął na samym brzegu rzeki. Siwek stanął, popatrzył na swego pana i zarżał. Jan ani drgnął. Zima, mróz — Jan może zmarznąć. Siwek chwyta swego pana za kołnierz i podnosi go. Jan zamruczał, zamachał rękę, a przelękniony Siwek wypuścił go z zębów. W ten sposób kilkakrotnie pr-ó