Strona:Czerwony kogut.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   156   —

sem głuchym, w którym drgała nuta wielkiego żalu, rzekła doń:
— Więc ty, Janku, chciałbyś... abym ja też w stajence?...
Nie dał jej skończyć, lecz nerwowo, prędko zaczął mówić:
— Tak... widzisz... sam Bóg... wszak wiesz... ja... mnie się zdaje... wiadomo, tak, tak...
Jagusia przerwała mężowi i drżącym, lecz silnym głosem rzekła:
— Dobrze, niechaj tak będzie!...
I, jakby coś ciężkiego zrzuciwszy z siebie, umilkli nagle oboje.
Jan zwiesił głowę i zadowolonemi oczyma patrzył w ciemną podłogę izby.
Chłód przebiegł po ciele Jagusi. Cała się zatrzęsła, jakby czuła tę straszną godzinę tam w zimnej oborze, jakby się bała zdrętwieć z męki i zimna...


III.

Wygodna, ciepła obora, świeżo słomą wysłana. Po bokach stoją poprzywiązywane krowy, woły, cielęta i patrzą zdziwionem okiem na środek klepiska.
Pośrodku na słomie, prześcieradłem zasła-