Strona:Czerwony kogut.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   129   —

Gdybym to jemu pokazać mogła!... Co więcej warte miłości: piec czy ten człowiek? Matulu, moja matulu! w jakież ręce mnie oddałaś?! Ojczulku mój drogi! w czem ja ci tak zawiniłam, żeś mnie w takie piekło wepchnął? lepiej mię było dzieckiem umorzyć!... Wydaliście mię zamąż, obdarowaliście, a jakie moje szczęście? Codzień nożami serce mi krają, codzień goryczą poją. Serce pęka, w głowie się kręci, nikt nie utuli, nikt nie pożałuje!... — Łzy, wielkie jak groch, płynęły po twarzy Katarzyny. — Bolało moje serce, oj bolało! czuło ono, tylko nie mówiło, co usłyszę, co wycierpieć będę musiała! Matulu moja kochana, serdecznie wmawiałaś we mnie: rodzicom dogadzać, słuchać, być grzeczną i pokorną, męża kochać. Przyrzekłam, a jak to spełniam? Boże drogi! nie mogę, w żaden sposób nie mogę, brak cierpliwości. Do czegom ja podobna? zlękliby się Użkulniszkisowie, gdyby teraz mnie ujrzeli. Nie moja wina, nie moja! oni sami doprowadzili mnie do tego. Co tu robić, jak tu wytrzymać! Dopiero pół roku przeszło, a zdaje się cała wieczność!...

∗             ∗

— Czemu nie wstajecie? Licho nadało tak długo wylegiwać się — wołał ojciec, idąc przez