Strona:Cyd.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lecz przeznaczenie, snać łaskawe,
nadzieją dla cię zdala błyska.
Mówisz, że w błędnem stoisz kole,
klniesz własną zlękłą myśl i wolę.
Wśród zawieruchy tej i burzy,
mimo że rozpacz serce nuży,
snać przeznaczenie zbyt łaskawe,
jednak nadzieją krasi sprawę.
Zwycięzca mężem twoim będzie.
Królewskie głosi tak orędzie.
Jeźli Don Sanszo...

SZIMENA.
Zmilcz! Przeklęcie!

Niech szpadę złamie mu nieszczęście.
Wprzódy na marach mnie zobaczy,
niż z nim idącą w zamężcie!
Don Sanszo, rycerz mój, najmita,
użyty za narzędzie
niech o zapłatę mnie nie pyta,
bo precz odprawion będzie!
Złość jeno z moich ócz wyczyta,
gniew ścigający wszędzie.
Maską pozoru byłam skryta,
biorąc go na obrońcę.
Dziś larwa fałszu ze mnie zmyta,
niech prawdy świeci słońce.
Kocham Rodryga, oń się trwożę;
ponad przepaścią stoję.
O Boże, Boże, mocny Boże.
Los łamie szczęście moje.
Gdzież tu nadzieja dla mnie błyska?