Strona:Cyd.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SZIMENA
Odkądże to Rodrygo laury rzuca wzgardą?

Wszakci dopiero po nie sięgał dłonią hardą.
Cóż, że dzisiaj o honor mój zdajesz się dbały;
ojcu wydarte laury, laury tobie dały.

DON RODRYGO
Nie szukam więcej sławy, ani mi jej trzeba;

wszak ci ta moja sława, twój gniew na mnie ściąga.
Starczy jeźli powiedzą: kochał był Szimenę.
Zginął li przez tę miłość. — To moje rozstanie...
Żywiło mnie kochanie, zabiło kochanie.

(wybiega).

SZIMENA
Rodrygo stój! Rodrygo, jeźli pamięć droga, —

Jeźli czułość kochanka uścisk mój pamięta, —
uwolń mnie od mojego obrońcy — natręta! —
Uwolń mnie od Don Sansza. —

(wybiega)

SCENA 2.

INFANTKA
1.Czyli ten ogień, którym płonę,

ten żar co serce ściska,
czyli ta łezka kryształowa, —
co u różanych powiek błyska,
znaczą czułości me stracone?
Rodrygo godzien wziąść mnie żonę.
Lecz jakoż sięgnie mojej ręki?
Wszak ci na stopniach stoję tronu,