Strona:Cyd.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W boju winien był zginąć, nie z ręki Rodryga.
Przybiegłam, darmo ręka głowę stygłą dźwiga.
Wybacz boleść.

DON FERNAND
Odwagi córko. W twej żałobie

twój król, gdy brakło ojca, ojcem będzie tobie.

SZIMENA
Panie! — —


DON FERNAND
(zwracając się do Don Diega)
Odpowiedź twoja Diego?


DON DIEGO
Jestem winny.

Na mój rozkaz jedynie — syn był tutaj czynny.
On jedynie mój rozkaz i wolę wykonał.
W woli mej bezlitośny byłem dla cię synu;
sam nie byłbyś się nigdy rwał do tego czynu.
Jeśli Szimena żąda kary sprawiedliwej, —
ja będę ukarany, syn zostanie żywy.
Oddam żywot bez żalu, gdy cześć ocalona;
przyjmę, jaka mi dola będzie przysądzona.

DON FERNAND
Sprawa jest wielkiej wagi, więc na pełnej Radzie

rzecz rozważać będziemy o dwu domów zwadzie.
Tymczasem, nim rzecz jasno będzie rozsądzoną,
Szimena pójdzie do dom, pod Sansza osłoną.
Don Diego pozostanie; — słowom jego wierzę.
Niech mi znajdą Rodryga, gdziekolwiek się kryje.
Złożę sąd. Sprawiedliwość, jak słuszna, wymierzę.