Przejdź do zawartości

Strona:Cyd.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
DON RODRYGO
To...


DON DIEGO
Nic nie odpowiadaj. — Znam twoje kochanie.

Lecz cóż po życiu w hańbie i po dniach sromoty?
Ile droższy dla serca, tem cięższa obraza.
Tu zemstę trza wymierzyć, chociaż serce boli.
Nakoniec: znasz mą hańbę, w zemście czerp ochoty.
Tej hańby dla nas obu starczy do sytości.
Słowa nie rzeknę nad to: mścij się, mścij się synu!
I jeżeliś mnie godny, — czekam od cię czynu!
Leć, biegnij, bież coprędzej, — mścij się, mścij się doli.

(odchodzi).

SCENA 6.

DON RODRYGO
(sam)
1.Krew ścięła się od grozy:

Cios niespodziewany,
tak pewną ręką zadany.
Mnież to pomsta przypada?
W rozterce tej mój honor pada,
jeślibym śmiał za sercem biedz...
Zmartwiałem, — duch poddany
pod cios, co srogie niesie rany.
Mnież pod ciężarem lęku ledz?
O Boże! Czyliż mogłem wierzyć?!
Gdy się ze Szczęściem chciałem zmierzyć,
gdy tchną płomieniem piersi, lica,
ojciec Szimeny lży rodzica!