Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ten major Olivier wystosował do mnie kilka zapytań o naszą armję w Niemczech i o rolę, którą ja odegrałem w tej wyprawie. Będąc trochę podniecony, opowiadałem jedną historję po drugiej. Było to zupełnie zrozumiałe, a wy mnie zrozumiecie, panowie.
Aż dotąd byłem wzorem oficera dla każdego. Byłem najlepszym szermierzem, najdzikszym jeźdźcem bohaterem stu przygód i awantur. Tutaj byłem nieznajomym i w dodatku nielubianym. Czyż to jest dziwnem, iż moim towarzyszom broni opowiadałem z radością, jaki we mnie posiedli nabytek? Czyż nie było jasnem, jak słońce, iż najchętniej byłbym do nich zawołał:
— Towarzysze, cieszcie się! Cieszcie się! To nielada sobie człowiek, z którym macie zaszczyt rozmawiać, to ja jestem! Ja, Stefan Gerard, bohater z pod Regensburga, zwycięzca z pod Jeny, człowiek, który zachwiał linją austrjacką pod Austerlitz!
Nie mogłem im coprawda opowiadać wszystkich wypadków, z których mogli wnioskować o reszcie. I tak uczyniłem. Słuchali uważnie, a ja wpadałem w coraz większy ferwor.
Nareszcie gdy skończyłem historję, jak przeprowadziłem armję przez Dunaj, wszyscy wybuchnęli homerycznym śmiechem. Skoczyłem czerwony, jak burak, ze wstydu i gniewu. Sprowokowali mnie do tego, gdyż chcieli sobie ze mnie zażartować! Sądzili, iż mają do czynienia z jakimś łgarzem lub blagierem!
Czy takie miało być moje przyjęcie u huzarów Conflansa?!
Otarłem sobie łzy wściekłości z oczu, a gdy to spostrzegli, zaczęli się śmiać jeszcze serdeczniej.
— Rotmistrzu Pelletan — odezwał się major —