Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

prowadzić między zbójów hiszpańskich, nie pokazując panom, co to byli za ludzie, i w jaki sposób prowadzili wojnę?
Chcę jednak uszanować wasze uczucia i zaznaczyć tylko, że już wiedziałem, dlaczego koń pana Vidala stał bez pana w lesie, a pragnąłem z całego serca, aby swój straszny los zniósł z odwagą i przytomnością, jak przystało na Francuza.
Możecie sobie panowie wyobrazić, że widok ten nie bardzo mnie rozweselił.
Gdy byłem w jaskini u naczelnika, wściekłość moja z powodu okrutnej śmierci młodego Soubirona, któremu byłem oddany z całego serca, tak mnie całego zajęła, iż nie pomyślałem wcale o mojem własnem położeniu.
Zapewne, byłoby rozsądniej nie sprzeczać się z tym łotrem, ale teraz było już za późno. Wyciągnąłem korek z butelki, i musiałem teraz wypić wino.
Prócz tego powiedziałem sobie, iż skoro już niewinny komisarz zginął tak okrutną i straszliwą śmiercią, ja z pewnością nie mogłem się spodziewać, iż będą się ze mną obchodzili łagodniej, gdy już jednego z nich tak paskudnie oporządziłem.
Nie, mój los był przypieczętowany — teraz chodziło tylko o to, aby umierać z godnością. Potwór ten powinien był być świadkiem, iż Stefan Gerard umarł tak, jak żył, i że przynajmniej jeden jeniec przed nim nie zadrżał.
A gdy tak leżałem pod drzewem, przypomniały mi się wszystkie kobiety, które mnie opłakiwać będą; pomyślałem o mej poczciwej matce, o cesarzu, o moim pułku, jakże odczuwać będą brak mej osoby, jak bardzo będą żałowali mego młodego życia! Tak, panowie, nie wstydzę się przyznać, iż te smutne myśli poruszyły mnie do łez.