Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

salopkę i kapelusz, gdy wtem drzwi się od pokoju otwarły i stanął w nich Bilecki.
— Stryjaszku! drogi, kochany stryjaszku! skądże nam dziś ta niespodzianka?!
— Odkładam odpowiedź na później, bo wpierw chciałbym się dowiedzieć, gdzie to panienka w chwilę tak uroczystą przebywa, gdy na nią w domu czekają? Ładna z ciebie gospodyni, ani słowa.
— Nie gniewaj się, stryjaszku, ale jakoś tęskno mi było, wybiegłam więc odświeżyć myśli i nowego w piersi nabrać powietrza.
— Upatrywałaś gwiazdki spodziewanego w nowym roku szczęścia, a może prędzej w domubyś ją znalazła.
— Nie wiedziałam, stryjaszku, że cię tu zastanę, ty nam zawsze przynosisz orzeźwienie.
— A dziś i pociechę istotną; chodźno, zobacz, co ci na gwiazdkę przywiozłem.
Z radosnem zaciekawieniem w oczy mu spojrzała, ale nie zdążyła się jeszcze poruszyć, gdy z poza niego wysunął się wysoki mężczyzna i upadł przed nią na kolana.
Spojrzała i krzyknęła zdumiona. Był to Krasnodębski, zmieniony znacznie, blady i mizerny, ale ten sam, którego przed dwoma laty w mrocznem więzieniu żegnała. Tak, to był on, jej narzeczony, jej ideał bohaterskiego obrońcy wiary, pocieszyciela ludu gnębionego, on męczennik, tułacz na obcej ziemi, — dziś tu pod dachem rodzinnym, wśród swoich, taki kochany i tak gorąco upragniony. W jednej chwili objęła myślą ogrom szczęścia, jaki ich spotykał i dni lepszych, których był zwiastunem.
— O! gwiazdo ty moja, najmilsza, upragniona,