Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tej młodej osoby, dodał, wskazując na Krystynę, dziecko napewno byłoby stratowane. Raptowne szarpnięcie życie mu uratowało, a że upadł na swoją wybawicielkę, nie odniósł najmniejszego szwanku.
— Za to panienka, co się dla niego poświęciła, została przez konia uderzona, dorzucił ktoś z boku.
— Z bólu i przestrachu mdleje, zawołała jakaś kobieta, pomóżcie ludzie, bo na chodnik upadnie.
Jenerał zwrócił się do Krystyny, która rzeczywiście chwiała się, blada jak płótno z oczyma przymkniętemi.
— Ratować trzeba, posadzić trzeba, żeby odpoczęła.
— Ale gdzie? padło zapytanie.
— No, u mnie, ona życie memu dziecku uratowała. Zaprowadźcie ją panowie do mego mieszkania, tu w tym domu.
W chwilę potem Krystyna siedziała na małej kanapce w mieszkaniu pięknie umeblowanem, a pani jenerałowa z panną Olgą trzeźwiły ją i uspokajały. Wkrótce przyszła do siebie, okazało się jednak, że była silnie potłuczona i rękę miała zranioną. Jenerałowa przejęta wdzięcznością dla wybawicielki swego jedynaka, sama ranę jej opatrzyła i chciała posłać po doktora. Krystynie przecież pilno było ten dom opuścić, podziękowała zatem, tłumacząc, że niema nic złego. Chciała powstać z kanapy, lecz przeszkodziła temu jenerałowa i, przysiadłszy koło niej, ujęła jej obie ręce.
— Duszeńko moja, rzekła z przymileniem, my cię tak puścić nie możemy. Uratowałaś od niechybnej śmierci nasze jedyne dziecko, chcemy ci wdzięczność okazać, chcemy ci podziękować. Powiedz, czembyśmy ci przyjść z pomocą, czy przyjemność sprawić mogli. Jesteśmy bardzo bogaci i wiele możemy, wiec się nie