Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A cóż na to pani starsza? zapytał po chwili.
— Co? Jak padła bez zmysłów, tośmy ją ledwie do życia przywrócili, a teraz płacze i ręce łamie, że serce się kraje na taką boleść okrutną.
Bilecki smutnie pokiwał głową.
— Przyjadę do was niedługo. Powiedz to pani.
Chłop się pokłonił z widocznem rozradowaniem.
— O, niechże pan przyjedzie, poradzi, bo wszyscy jak błędni chodzimy.
Rozstali się. Bilecki podążył na plebanję.
Godzina dobra upłynęła nim stamtąd do domu powrócił. Czekano go niecierpliwie i z pewnym niepokojem, nie pojmując gdzieby się zatrzymał tak długo. Pani Bilecka, świadoma smutnego nastroju męża, nie zrobiła mu żadnej wymówki, zwołała tylko wszystkich do śniadania. Gdy jednak, podając filiżankę z kawą, baczniej się w twarz jego wpatrzyła, krzyknęła zalękniona:
— Stanisławie, co się stało? Takiś zmieniony, czy miałeś jaką przygodę? czy cię jakie nieszczęście spotkało?
— Mnie... nie, ale naszego przyjaciela, sąsiada...
— Kogo? kogo? zapytano chórem.
— Krasnodębskiego!... Został aresztowany i wywieziony dziś w nocy.
Okrzyk zgrozy wydobył się ze wszystkich piersi. Bilecki spojrzał na Krystynę. Stała marmurowo blada, z oczyma spuszczonemi na obrus na stole, usta jej drżały wzruszeniem, które daremnie pokryć usiłowała.
— Dziwna dziewczyna, pomyślał. Ręki mu odmówiła, a jego nieszczęście tak ją dotknęło.
Pani Bilecka biadała nad smutnem wydarzeniem, przewidując jak najgorsze jego dla całej rodziny na-