Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzamy, nie możemy jednak Krysi krępować, zresztą i sambyś na to się nie zgodził, aby z dobrej i szczerej woli nie miała oddać ci swej ręki.
— Z pewnością tak. Szukam serca i nie zniósłbym tego, gdyby w wolnym swym wyborze ono nie miało swobody.
— A więc rozmów się z Krysię, kiedy chcesz, czy dziś, czy w święta. My wam z radością pobłogosławimy. Ale ja dzieci strofowałem, a sam cię trzymam na dworze; chodźmyż do mieszkania.
Krasnodębski, przyjmując zaproszenie, ponowił prośbę, by dziś mógł się z panną Krystyną porozumieć. To też Bilecki tak urządził, że gdy ona w chwilę potem wyszła do gościa, zostawił ich samych, pod jakimś pozorem wymknąwszy się z pokoju. Krystyna w skromnej popielatej sukience, w śnieżnobiałym dużym fartuchu i takiejże chusteczce na głowie, bardziej niż zwykle uroczą mu się wydała. Mówiła o uciesze dziatwie choinką sprawionej, o niecierpliwości, z jaką dnia tego oczekiwano.
— O! gdybyś pani wiedziała, z jaką ja niecierpliwością, z jaką nadzieją tu dążyłem, westchnął gorąco Krasnodębski.
— Kocha pan widać ten dzień uroczysty, lubi komuś sprawić przyjemność.
— Albo sam czegoś czeka dla siebie, czegoś co szczęściem swojem nazywa.
Podniosła na niego wzrok poważny.
— Gdzie ma być to szczęście, nie wiem, ale życzę jak najszczerzej, aby ono nie zawiodło pana, aby się stało jego udziałem.
Krasnodębski przystąpił bliżej i, ujmując jej rękę, rzekł z zapałem: