Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

matka moja przyjmie was jak najlepiej i co się da, dopomoże. O! czemuż was do siebie wziąć nie mogę!
— Jakto! nie może pan wzięć sługi jaką zechce? spytała Krystyna.
— Niestety, unitom u katolików służyć nie wolno, bo... mieliby ułatwione praktyki religijne, opiekę pewną i oparcie. Do tego nasi ciemięzcy nie chcą dopuścić. Biedni, biedni, ludzie, Bóg jeden pomóc, pocieszyć was może.
Kobieta pokornie objęła nogi swego dawnego pana. Krystyna rozumiejąc, jak bardzo trzeba jej było ciepłego słowa i dowodu serca życzliwego, przemówiła raz jeszcze do niej, wciskając zarazem do ręki te kilka złotych, jakie w tej chwili posiadała.
Rozstali się. Konie ruszyły, kobieta patrzyła za niemi.
— Wiem, wiem, szepnęła do siebie, pewnie to będzie jego żona... śliczna i dobra, jak anioł; niech im Bóg błogosławi.
Młodzi jechali obok siebie w milczeniu, smutnemi zajęci myślami.
— Widzi pani, jak to u nas niewesoło, odezwał się wreszcie Krasnodębski.
— Ach, tak, przyznam jednak, żem rada z tego spotkania, bo umacnia na duchu i każe szanować te brać siermiężną, co przywiązaniem do wiary podziw budzi. Chylę głowę przed tą ubogą kobietą, to prawdziwa bohaterka.
— A takich bohaterek tysiące. Czy pani sądzi, że ta przez kilka tygodni kryjąca się w lesie kobieta to jakiś jedyny wyjątek? O! nie. Było takich wypadków niemało. Nieszczęsne matki, widzą, że największym skarbem ich dzieci jest wiara katolicka, wszelkiemi moż-