Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ski i gdy się ich konie zrównały, jął przepraszać, że się ośmielił przerwać jej miłą samotność, ale rad korzysta ze sposobności, by dotrzymać danego przyrzeczenia.
— Nie wiem o co panu chodzi? spytała poważnie.
— Chciała się pani wtajemniczyć w niedolę podlaskich męczenników... zaczął powoli.
— O! tak, radabym się zapoznać z przebiegiem ich walki i bohaterstwa — i nie dla prostej ciekawości tylko — nie. Chcę widzieć jak oni cierpią i zwyciężają, bo to się więcej ceni, co się lepiej poznało, i wierzy temu najmocniej, na co własnemi patrzyło się oczyma. Los szczęśliwy czy nieszczęśliwy przywiódł mię na tę ziemię męczeńską, chcę zatem wniknąć głębiej w ducha ludu, nad którym świat się zdumiewa, a wróg daremnie sroży.
Pochylił przed nią czoło z uszanowaniem.
— Jeśli tak, to dziś jeszcze mogę dać do tego sposobność.
— Bardzo dobrze. O jakiej porze i gdzie?
— O północy. Zobaczy pani to, co tutaj tak często się zdarza: — potajemne udzielanie śś. Sakramentów. Łatwo zrozumieć, że wszelki w tem współudział grozi wielką odpowiedzialnością, nie lęka się więc pani, że nas mogą wyśledzić i zatrzymać?
Wyprostowała się dumnie i spojrzenie pełne wyrzutu rzuciła Krasnodębskiemu.
— To pan, ojciec rodziny, właściciel majątku, który mu za to mogą skonfiskować, nie obawia się dla świętej sprawy narażać, a ja wolna, samotna kobieta miałabym się lękać bolesnej prawdzie spojrzeć w oczy?! Jakżeż złe ma pan o mnie pojęcie! Ale nie, tak źle nie jest. Ja kocham moją wiarę, kocham więc i tych, co za nią cierpią i giną. Chcę za jakąbądź cenę do nich się zbliżyć.