Przejdź do zawartości

Strona:Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Bez wątpienia tylko tu trzeba by nam mieszkać, aby snuć marzenie mego życia“.
I rozpatrując oczyma szczegóły sztychu, ciągnął dalej w myśli: „Nad brzegiem morza ładny domek drewniany, otoczony temi wszystkiemi dziwacznemi i błyszczącemi drzewy, których nazwisk nie pomnę..., w powietrzu woń odurzająca, nieokreślna..., w domku silny zapach róży i piżma..., dalej, poza naszą małą zagrodą wierzchołki masztów, rozchwianych kołysaniem fal..., a dookoła nas, poza pokojem oświetlonym różowym blaskiem, przyćmionym storami, ustrojonym świeżemi matami i bujnemi kwiatami, z rzadkiemi krzesłami w portugalskiem rokoko z ciężkiego i ciemnego drzewa (gdzie by ona spoczywała taka spokojna, w powiewie wachlarzów, paląca tytoń z lekką domieszką opium!), poza tą kryjówką łopot ptaków pijanych światłem, skrzeczenie małych murzynek..., a w nocy wtórujący moim snom żałosny śpiew drzew muzycznych, melancholijnych sosen! Zaiste, tam są właśnie te dekoracye, których szukałem. Cóż bym ja robił z pałacem“?
A dalej, gdy postępował wielką aleją, spostrzegł czyściutką gospodę, z której okna rozweselonego firankami z pstrego perkalu, wychylały się dwie główki uśmiechnięte. I w tejże