Przejdź do zawartości

Strona:Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wśród naszego skrzeczącego pokolenia są jednostki, które zgodziłyby się z mniejszym wstrętem na najwyższe katusze, gdyby im tylko wolno było z wysokości stosu mieć obfitą mowę bez obawy, że dobosze z Santerre przerwą im zawcześnie.
Nie żałuję ich, gdyż zgaduję, że te ich wylania oratorskie sprawiają im podobną rozkosz, jaką inni znajdują w milczeniu i w skupieniu; ale nimi pogardzam.
Chcę przedewszystkiem, aby mój przeklęty gazeciarz pozwolił mi bawić się według mej woli. „Pan nie odczuwa więc — rzekł mi tonem wysoko apostolicznym — nigdy potrzeby podzielenia swoich radości?“ Widzicie mi go, jaki sprytny zazdrośnik! Wie, że pogardzam jego uciechami, więc przychodzi wkręcić się do moich, ohydny natręt!
„To wielkie nieszczęście, nie módz być samym!...“ mówi gdzieś La Bruyère, jakoby w chęci zawstydzenia tych wszystkich, co szukają zapomnienia w tłumie, bez wątpienia z obawy przed samym sobą.
„Prawie wszystkie nasze nieszczęścia pochodzą z tego, żeśmy nie umieli pozostać w domu“, mówi znowu inny mędrzec, Pascal zdaje mi się, zwołując tak do izdebki skupienia tych wszyst-