Przejdź do zawartości

Strona:Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przy drodze, poza bramą wielkiego ogrodu, skąd błyszczała biel pięknego pałacyku olśnionego słońcem, stało ładne i hoże dziecko, ubrane w sukmankę wiejską tak pełną kokieteryi.
Zbytek, dogadzanie i codzienny widok bogactwa czynią te dzieci tak pięknemi, iż nie chce się wierzyć, aby były z tej samej gliny, co dzieci ludzi z groszem się liczących lub biednych.
Obok niego leżała na trawie prześliczna lalka, świeżutka jak jej mały właściciel, lakierowana, złocona, ubrana w czerwoną sukienkę i pokryta piórkami i szkiełkami. Ale dziecko nie zajmowało się tem ulubionem cackiem, a oto na co patrzyło:
Z drugiej strony bramy, na drodze, między pokrzywami i ostami stało inne dziecko, brudne, nędzne, zamorusane, jedno z tych brudasków ulicy, w których bezstronne oko odkryłoby może piękność, podobnie jak oko znawcy zgaduje świetne malowidło pod pokostem lakiernika, gdyby obmyto z niego wstrętną pieśń nędzy.
Przez te symboliczne sztachety, rozdzielające dwa światy, gościniec i pałac, ubogie dziecko pokazywało dziecku bogatemu swoją zabawkę, na którą owo patrzyło zazdrośnie, jak