Przejdź do zawartości

Strona:Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
VII.
BŁAZEN I WENERA.

Co za cudowny dzień! Ogromny park omdlewa pod palącem okiem słońca, jak młodość pod wpływem Miłości.
Powszednia ekstaza rzeczy nie objawia się żadnym szelestem; wody nawet są jakoby uśpione. Różna zupełnie jest ta orgia milcząca od hałaśliwych biesiad ludzkich.
Zda się, że światło ciągle wzrastające użycza coraz nowych błysków przedmiotom, że kwiaty podniecone płoną żądzą dorównania żywością barw błękitowi nieba, że upał, czyniąc wonie widocznemi, unosi je ku gwieździe dnia jak ofiary.
Jednak spostrzegłem jedną zasmuconą istotę pośród tej ogólnej radości.
U stóp kolosalnej Wenery, jeden z tych sztucznych szaleńców, jeden z dobrowolnych