Przejdź do zawartości

Strona:Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odżywianych zgnilizną. Ogromny szmer życia napełniał powietrze, — życia nieskończenie małych, — przerywanego w odstępach regularnych trzaskiem wystrzałów ze sąsiedniej strzelnicy, które wybuchały, jak korek szampański wśród brzęczenia cichej symfonii.
Wtedy to w słońcu, które mu ogrzewało mózg, i w atmosferze gorących woni Śmierci, usłyszał głos szepczący z grobu, na którym siedział. A głos ten mówił: „Przekleństwo waszym tarczom celowym i waszym karabinom, niesforni żyjący, co się tak mało troszczycie o umarłych i o ich boski spoczynek! Przekleństwo waszym ambicyom, przekleństwo waszym rachunkom, niecierpliwi śmiertelnicy, którzy przychodzicie uczyć się sztuki zabijania obok świątyni Śmierci! Gdybyście wiedzieli, jak ta nagroda jest łatwa do osiągnięcia, a ten cel jest łatwy do ugodzenia, i jaką nicością jest wszystko prócz Śmierci, nie trudzili byście się tak, pracowici żyjący i zakłócali byście mniej często sen tych, którzy od dawna już doszli do celu, do jedynego, do prawdziwego celu nieznośnego życia!“