Przejdź do zawartości

Strona:Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zmieszanym ze wstrętem i gniewem, że gwóźdź tkwił jeszcze w ścianie z długim, ciągnącym się kawałkiem sznurka. Skoczyłem żywo, aby wyrwać te ostatnie ślady nieszczęścia, ale skoro zamierzyłem się, aby je wyrzucić przez otwarte okno, ta biedna kobieta chwyciła mnie za rękę i rzekła do mnie głosem, któremu się oprzeć nie było można: „O! panie! zostawcie mi to! proszę was o to! błagam was o to!“ Rozpacz doprowadziła ją bezwątpienia do tego obłędu, myślałem, że rozkochała się tak teraz w tem, co służyło za narzędzie śmierci jej syna, i chciała je zachować jako straszną i drogą relikwię. — I pochwyciła gwóźdź wraz ze sznurkiem.
„Nareszcie! nareszcie! wszystko skończone. Nie pozostało mi nic, jak wziąć się do pracy żywiej jeszcze, niż zazwyczaj, aby odpędzić od siebie tego małego trupka, co nawiedzał jeszcze kryjówki mego mózgu, a którego duch męczył mnie swemi wielkiemi, nieruchomemi oczyma. Ale nazajutrz otrzymałem paczkę listów: jedne od mieszkańców mego domu, kilka innych z domów sąsiednich, jeden z pierwszego piętra, inny z drugiego, inny z trzeciego i t. d.; jedne w stylu na pół żartobliwym, chcące niejako ukryć pod pozorem