Strona:Cecylia Niewiadomska - Bez przewodnika.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko było i dwóch »gości« w serdakach i zakopiańskich beretach. Widocznie odpoczywające towarzystwo.
— Niech będzie pochwalony!
Zwrócono się ku nim.
— Gdzie jesteśmy? — spytał Janek drżącym głosem, podtrzymując zupełnie wyczerpanego z sił Tadzia.
— A za Mnichem, przy Miedzianem. Toć koleba! — dodał góral, wskazując pierwotny jakiś budynek bez okien, przytulony do skały. A z daleka?
— Z Morskiego.
Gromadka skupiła się bliżej.
— Długo szliście? — spytał góral.
— Od rana.
Wybuch śmiechu górali całą był odpowiedzią, lecz nieznajomi zbliżyli się teraz do chłopców.
— Niech panowie wypoczną — rzekł jeden życzliwie. — Może i przenocujemy w tem schronisku mimo niewygód i zimna, bo nie mamy odwagi kończyć drogi po ciemku, choć przewodnicy z nas żartują. Ale panowie zziębli i przemokli, oto pled suchy, serdak. Wacek, dajno nam koniaku!...


V.

...Na miękkim materacu, pod wełnianym kocem, w czystej, suchej bieliźnie Janek spał snem zdrowym, gdy drzwi znanego nam już pokoiku na