Strona:Cecylia Niewiadomska - Bez przewodnika.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na drugi dzień wstał pierwszy. Właśnie słońce wzeszło, różowe chmurki unosiły się ponad jeziorem, które leżało ciche i majestatyczne, wielkie i poważne pod strażą olbrzymów.
Janek obudził brata.
— Patrz — rzekł z płonącym wzrokiem.
Obaj wyszli co prędzej i długo patrzyli na ciche fale i błękitną głębię, w której z dziwną wyrazistością odbijały się otaczające ją góry.
— I wracamy — rzekł wreszcie.
Tadzio zabrał resztę rzeczy. Wkrótce opuścili hotel.
— Powracamy przez Liljowe.
— Przez Liljowe? Znasz drogę?
— Nie myślę wiecznie chodzić tą samą drogą. Mam Eljasza i dam sobie radę? A cóż nam się stać może? Ludzi pełno wszędzie, gdybyśmy zbłądzili; zresztą Eljasz wystarczy.
— Wiesz, Janku, jabym radził...
— Nie pytam cię teraz o radę. Chodźmy stąd jak najprędzej, bo chcę uniknąć pytań Felka, Ańdzi i t. d. Skoro będziemy sami i wolni od towarzystwa, przeczytamy uważnie, którędy iść trzeba, a tymczasem aby z hotelu!...
— Aby pogoda była — zauważył Tadzio. — Patrz, jakie białe chmury snują się po górach.
— To suha mgła — dał się słyszeć obok głos górala — z tego deszczu nie będzie.
— Widzisz — zawołał Janek. — Chodźmy tylko.
Suha mgła tego ranka zasnuła dolinę w niezwykłej obfitości, strzępy jej porwane czepiały się