Strona:Cecylia Niewiadomska - Bez przewodnika.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cego Giewontu, Wirchów i Koszytej, czemu go to wszystko znowu nęci? Nawet Gubałówka wabi oko wzorzystą swoją pochyłością, i serce mimowolnie jakimś przyspieszonem tętnem wita starych znajomych i stare widoki.
Ile też skał, kamieni zmyły potoki wiosenne ze śpiących pod śniegiem olbrzymów? Ile szczerb nowych w ich ciałach odwiecznych? Ile zwalonych lasów przez wiatr halny zamknęło drogi? Jakie powstały nowe ścieżki i potoki?
Oj, poszedłby tam w góry, jak co roku, poszedł z ochotą, choć się przyznać nie chce i gniewem tłumi uczucie tęsknoty.
— Poszukamy ich u Ślimaka.
W chacie Ślimaków radość i zdziwienie. To się panie ucieszą, bo się i nie spodziewały tak prędko. A mieszkają od Kacprusia het! precz! trochę na bok w pole, u szwagra, u Liptaka, co wybudował domek nowiusieńki. Nikt w nim jeszcze nie mieszkał, ale się spodobało, że caluśkie góry widać, het, aż za Murań; a domów też niema w blizkości, to i przestrono, zielono i czysto.
Jankowi świeciły oczy, a serce szybko uderzało; ot, jak to trudno dopytać się w Zakopanem o mieszkanie znajomych. Przed godziną wyszli z domu i bez pomocy klimatyki wiedzą, co im potrzeba. Za pół godziny uściskają siostrę i jej opiekunkę, a jutro lub pojutrze mogą wracać do Warszawy. Stryj ich pochwali i odbędą z nim razem pouczającą podróż morzem z Gdańska do Kopenhagi. Powinni być bardzo radzi.
— Cóż — zwrócił się do brata — nie będzie się