Przejdź do zawartości

Strona:Catulle Mendes - Nowelle.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

należy do ciebie również bez podziału raz na zawsze?...
Cofnęła z jego rąk dłonie i spojrzała nań wzrokiem zimnym, niezmięszanym, w którym błyszczał gniew.
Natenczas on, prawie szorstko:
— Odezwijże się!... Powinnaś mi powiedzieć to, co wiedzieć mam prawo. Czy nie domyślasz się najdziwniejszych podejrzeń, jakie mnie nękać muszą? Czy nie odczuwasz, jakie mnie nawiedzają myśli? Dalej — i schwycił ją po raz wtóry, wyżej kostek, za ręce — mów prawdę, ja tak chcę!...
— Boli mnie! — rzekła lodowato akcentem prawdziwym, niemieckim.
— Prawdę!
— Niech i tak będzie! Tem gorzej dla pana!
I patrząc mu prosto w twarz, bez najmniejszego zmięszania, rzekła:
— Urodziłam się w małem pomorskiem miasteczku. Biedna, bez rodziców, tyle tylko, że ładna, zjeździłam z cyrkowcami wszystkie kraje z jarmarku na jarmark. Śpiewałam potem w café-chantant’ach. W Wiedniu wyszłam za mąż za urzędnika w ministeryum spraw zewnętrznych. Umarł już. Od lat siedmiu jestem na usługach austryackiego rządu.

III.

Kobieta-szpieg!... Ona!... taka piękna, z tym uśmiechem różanym, z temi zamglonemi oczyma