Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I najbardziej niemożliwa, bajeczna z idej fantastycznych — rakieta kosmiczna — „materializuje się“ powolutku, wyłania z mgławicy sporów, teoryj, równań. „Rakietowcy“ nie mogą jeszcze marzyć o urzędzie patentowym, ale stworzyli już bardzo ładne słowo astronautyka, rozdają co pewien czas uroczyście t. zw. nagrodę Hirscha za najlepsze prace laboratoryjne, sporo punktów już wyjaśnili, mają nawet (eksperymenty Goddarda w Ameryce) pewne wyniki konkretne, realne. W tym roku paryską nagrodę Hirscha przyznano amerykańskiej Rocket Society za analizę matematyczną zagadnienia i próby doświadczalne — kto wie, może w jakimś dalekim jeszcze dniu uroczystym głośne biuro oznajmi światu, że wydano Patent Nr. 4.500.000 i że otrzymał go, po sprawdzeniu przez fachowców wszystkich przedłożonych projektów i modeli, twórca „praktycznego aparatu do odbywania bezpiecznych podróży międzyplanetarnych...“
Jesteśmy stanowczo wszyscy razem wplątani w fabułę zdumiewającej powieści fantastycznej, tylu genialnych ludzi zasypuje nas ustawicznie świetnymi pomysłami, każdy skromny, szary obywatel na dobrą sprawę powinien siedzieć niczym ów sułtan z bajki, na miękkiej poduszce, podwinąwszy nogi pod siebie, palić faję, wydawać rozkazy posłusznym, cierpliwym „robotom“, kierować setkami mocnych koni mechanicznych, oddychać ochłodzonym i wypra-