Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

na świecie odmiany kwiatów, niebywale środki lecznicze, szkła czarodziejskie, metody utrwalania naszych myśli i przesyłania życzeń falami niewidzialnymi. Zarejestrowano i wciągnięto do kartotek trzeźwych dwa miliony projektów, odkryto dwa miliony niezawodnych zaklęć czarnoksięskich, zamieniono dwa miliony bajek fantastycznych na fakty niezaprzeczone, namacalne. Niektóre numerki między setkami tysięcy w oficjalnym biurze wyglądają i dziś jeszcze tak, jakby się przyśniły jakiemuś bajarzowi na wschodzie, albo starej niani w wieczór zimowy: telefon Bella, światło elektryczne, maszyna gadająca Edisona, radio, telewizja...
Straszna historia — dwa miliony nieprawdopodobnych snów się spełniło, a my wciąż narzekamy, że jest źle na świecie i jak gdyby coraz gorzej.
Oni — czarnoksiężnicy — nie dbają zresztą o to, co kto o ich zdumiewającej działalności powie, robią cuda, bo muszą i bo tyle jeszcze jest do zrobienia. Ktoś naprzykład wpadł na pomysł, że z przezroczystego celofanu, którym owijamy teraz czekoladę, nożyki do golenia, kołnierzyki i witryny sklepowe, możnaby fabrykować doskonale baloniki... I już lecą setkami takie zabawne bąble z celulozy aż do stratosfery, są większe od sporego pokoju, wznoszą się na wysokość 20—30 kilometrów, dźwigają automatyczne stacyjki radiowe i depeszują same z niedostępnych wyżyn, jakie jest natęże-