Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wie bezwartościowych, pospolitych, z kwasu węglowego, z saletry, z wody, z byle czego.
A to nie jest przecie jedyny punkt, na którym nauki prawdziwe, przyrodnicze atakują od dawna i zwycięsko najtrudniejszy z wielkich problematów. Każde ważniejsze odkrycie laboratoryjne znajduje jakieś zastosowanie w prastarym rolnictwie i w czasopismach naukowych znaleźć można nieraz ciekawe referaty o tym, jak się elektryczność przydaje na stacjach doświadczalnych. Światło lamp zastępuje słońce, przyśpiesza dojrzewanie i botanicy, którzy dawniej czekać musieli trzy lata na nową odmianę rośliny, mają rezultat już po roku, mogą stwierdzić, czy „skrzyżowanie“ się opłaca, czy daje typ trwalszy, doskonalszy, pożyteczniejszy. Niektóre cieplarnie botaniczne hodują rośliny bez ziemi, karmią je w wannach roztworami chemicznymi, każą im rosnąć na siatkach drucianych i kartofle, otrzymane na uniwersytecie w Kalifornii w ten sposób „półsyntetyczny“, są podobno większe i lepsze od zwykłych.
„Pożywienie“ często się psuje, starzeje, pleśnieje, olbrzymie zapasy idą na marne — sprytni badacze w warsztatach naukowych pomyśleli i o tej sprawie. Niejaki p. James w Ameryce zajął się gorliwie promieniami ultrafioletowymi, przecedza je odpowiednio, zbudował sobie — po dłuższych próbach i przebiegach — z pół tuzina różnych lamp „uwiolowych“ i żongluje nimi w sposób zdumiewający. Potrafi tak na-