Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czynów przypada dziś na twórczość naukową, techniczną i wielka prasa czerpie bardzo często gromkie „tytuły“ i wielkie „mankiety“ z referatów na zwykłych kongresach. Australię gnębi np. jakaś plaga, prawie biblijna: królik. Zajął wszystkie równiny wielkiego kraju w okresie suszy zamienia całe okolice na pustynie, wypiera pożyteczną owcę, zaczyna się rozmnażać kiedy ma cztery miesiące i daje 6 pomiotów rocznie. Prowincja Queensland broni się przed nim zasiekami z drutu... Co począć? Oczywiście nauka musi się tą sprawą zająć, bakteriologia szuka odpowiedniego mikroba, któryby sobie z królikiem poradził, zoologia zaleca hodowlę lisów, stacje doświadczalne pracują... Po miastach mnożą się wypadłą zatrucia gazem świetlnym? Tu znów chemia obmyśla metody, jak zmniejszyć zawartość w gazie kuchennym zabójczego tlenku węgla, jak go związać, unieszkodliwić, zająć czym innym, odebrać mu zjadliwość i nawet już w Ameryce trafiono na pomysł, osiągnięto pewne rezultaty... Drogi i szosy się psują? Badacze angielscy obmyślili maszynę — rodzaju ciężkiej karuzeli albo sceny obrotowej w teatrze — puszczają ją w ruch, podkładają pod nią różne nawierzchnie i próbują, która dłużej wytrzyma pod kołami.
Nabraliśmy — i słusznie — zaufania do eksperymentu przyrodniczego, laboratoryjnego, brzydzimy się czczą gadaniną i każemy naukowcom odpowiadać na tysiączne kwestie, któ-