Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niezrozumiałą. A jednak — dowiemy się wkrótce o nowych wzlotach w regiony najwyższe, szykują się do skoku Anglicy, Amerykanie. Jeden z teoretyków amerykańskich twierdzi, że górne warstwy zawierają już znaczny procent wodoru i samolot na dobrą sprawę mógłby tam, w górze pędzić miesiącami bez paliwa, karmiłby się po prostu... stratosferą. Teoria jest może trochę wariacka, ale na pewno znajdzie się śmiałek, który ją zechce sprawdzić.
W tej epoce rozrzucone są gęsto nie tylko serca mężne, ale i tkliwe. Czytamy w gazetach o tym, że sprowadzono niedawno na wyspy brytyjskie jajka bocianie z kontynentu, umieszczono je sprytnie w cudzych gniazdach, bo bociek z jakichś tam względów omijał stale Anglię i trzeba go do niej przyzwyczaić... Czytamy o bardzo subtelnym aparacie fotoelektrycznym, który pewien zdolny fizyk obmyśllił dla ślepców (będą mogli czytać dzieła nietylko dla nich specjalnie odbijane, ale wszelkie druki), czytamy o wnikliwych studiach wybitnych botaników nad kwiatkami, sałatkami. Coraz więcej jest artykułów o pieskach, są już specjalni felietoniści „od dogów i brytanów“, zdarzają się — nawet za granicą — coraz częściej pisma i druki p. t. „Głos z psiarni“, albo „Psia encyklopedia ilustrowana“. Tacy jesteśmy czuli...
Niedawno też — pisze „Time“ nowojorski — otrzymał specjalny medal — t. zw. medal Mendla — za pracę nad acetylenem ksiądz katolicki,