Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

le racjonalnie, wyzyskać jakoś olbrzymi zapas stwierdzonych faktów, doświadczeń. Ile taki człowiek ksiąg przewertować musi: botanika, nauka o pogodzie, ekonomia, statystyka! Każda z tych nauk inaczej buduje teorie, prognozy, inny ma stopień ścisłości i współczynnik pewności, poczciwy kartoflarz musiałby chyba mieć instynkt niezawodny pracowitej pszczoły, żeby zawsze nektar odróżnić od deszczowej wody, żeby trafić na właściwy kwiatek i z właściwym pyłkiem wrócić do ula. W rezultacie — nasza wiedza, nasze doświadczenie wiekowe, to wielka kupa niedostępnego materiału, to antykwarnia bez katalogu... Trzeba stawiać drogowskazy, zawieszać plakaty, obmyślać zwięzłe „slogany“.
Dotychczas — dodajmy — robili to „na ochotnika“ ludzie z temperamentem dziennikarskim, publicyści, pisarze, felietoniści, my! Czytam np. zabawną i zajmującą książkę van Loona „Geografia w kalejdoskopie“ („The home of the mankind“). Oczywiście van Loon nie jest nudnym zawodowcem, rysuje własnym systemem uproszczone kolorowe mapki, nadaje kształty widome cyfrom. Ale umiał zebrać to i owo z geologii, wyciągnąć zręcznie treść istotną z prehistorii, seismologii czy oceanografii. Dowiadujemy się np., dlaczego taki skromny „półwysep“ jak Europa zrobił w dziejach aż tak wielką karierę: ma klimat umiarkowany, usposabiający do pracy umysłowej, ma długą linię brzegową, ma też rzeki, które od osi, lnii central-