Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

teatralna z tej tkaniny albo „kotara“ (ongiś niezbędna w sztukach Wedekinda) miałaby połysk i miękkość jedwabiu, a przy tym byłaby oczywiście niepalna, ogniotrwała. Jakie zastosowanie znajdzie ten najnowszy wynalazek pomysłowych techników w konfekcji — zobaczymy. W każdym razie sam dr. Hostetter miał w dniu uroczystym na szyi... krawat ze szkła kolorowego...
W czystych szklanych domach ludzie w czystych szklanych tunikach i lśniących, jedwabistych, wzorzystych szatach (zmywa się je pewnie po prostu gąbką) to więcej niż bajka, to prawie scenariusz filmowy.
Ale „parada“ waszyngtońska miała więcej numerów sensacyjnych czy „przebojowych“. Dr. V. K. Zworykin (warsztaty radiowe RCA) demonstrował swoje czarodziejskie „oko elektronowe“. Ten przyrząd optyczny nie ma jeszcze odpowiedniej nazwy i wykazuje bez zbytecznych słów widzowi, że przyszedł na świat kaleką. Jest światło niewidzialne, są całe gamy i rejestry optyczne, których nerwy oczne nie chwytają. W lunetce Zworykina te promienie — podczerwone albo ultrafioletowe — padają na ekran, wyrzucają z niego elektrony, które znów różne niewidzialne, elektryczne soczewki kierują na inny ekran, fosforyzujący i wreszcie — widzimy jak koty w ciemnościach, a nawet stokroć lepiej, widzimy coś, czego żadne żywe oko nigdy nie widziało, wychodzimy nagle na świat szerszy, bogatszy ze smutnej „krainy ślepców“.