Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ziemi, spoczywał bez ruchu przez czas dłuższy już znakomity Houdini (właściwie Weiss), rodzina zaś niejakich Zancigów świetnie odgadywała myśli i nawet taki spryciarz, jak lord Northcliffe widział w tym siły nadprzyrodzone, a nie zwykły szyfr umówiony. Magia ma swoich klasyków i trudno byłoby na wołowej skórze spisać wszystkie figle, finty, fortele, Selbita, Karola Hertza, Maskelyne’ów.
Zajmowali się też czasami spirytyzmem. Dziad naszego autora obmyślił sobie pewien „test“, dość zresztą prosty, ześrubował mądrze dwie tabliczki, umieścił wewnątrz pytanie „czy duchy chodzą nago, czy w ubraniu“ i ofiarował olbrzymią na owe czasy sumę — tysiąc funtów — medium, które mu na seansie, własnoręcznie, albo przy pomocy duchów wypisze odpowiedź w zalutowanym pudle blaszanym. Odpowiedzi dotąd nie było.
Nasz znów wyfraczony autor pisze skromnie i krótko: oświadczam, że potrafię wykonać to wszystko, co głośne „media“ produkowały kiedykolwiek na seansach...
Więc czego nam właściwie głowę zawracają ustawicznie, czego ględzą tajemniczym szeptem o niezgłębionej wiedzy, której „nauka oficjalna“ nigdy nie zrozumie i nie ogarnie, czego nam każą odbywać na bosaka pielgrzymki do lamów, fakirów, jogów, sypać popiół na czuprynę i bić się w piersi oburącz?