Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

watnych i po chwili stał przede mną nieduży siwy pan... Wszystkie próby nawiązania rozmowy w językach kontynentalnych udaremnił od razu. Będziemy mówili po angielsku — powiedział — pan mnie zrozumie i ja pana. I miał rację. Pokazał mi wiekopomne żółte szpule drutu, w których genialny Faraday odkrył indukcję, pokazał mi podziemia, w których stały przeraźliwe, olbrzymie stalowe bomby — tu on, mój rozmówca, James Dewar, następca Faradaya, skraplał oporne gazy. Później przeszliśmy do sali wykładowej.
— Ma pan studentów, profesorze?
Nie, nie miał studentów ani innych uciążliwych obowiązków akademickich. Instytut, założony przez znanego w dziejach Rumforda, był zawsze i przede wszystkim przybytkiem twórczej pracy naukowej. Davy, Faraday, Bragg nadali cichemu domowi rozgłos światowy i sprawili, że o spokojnym gmachu głośno będzie na ziemi nawet wtedy, kiedy inne, hałaśliwe legną w gruzach. Sala wykładowa nie jest rzeczą najważniejszą, nie jest sercem Instytutu badawczego. Czasem tylko zdarza się tu wielkie święto: kiedy w grudniu czy w okresie wielkanocnym zwalają się nagle hurmem na Albemarle Street dzieciaki ze wszystkich szkół, kiedy małe główki zapełniają dostojną przyciemnioną aulę Faradaya, a przed katedrą i tablicą piętrzą się tajemnicze przyrządy, kiedy światła niesamowite biegają po ścianach i latarnia magiczna rzuca