Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nym armię, złożoną z 700 fizyków i 1300 asystentów, otrzymał znów znaczne sumy na badania i będzie rozbijał atomy, jak je rozbijają w Cambridge i w Pasadenie. Czy z tego powstaną jakie korzyści namacalne, utylitarne — to osądzą dopiero może pokolenia następne. Zaczynajmy, czas dokończy — mawiał ongiś odkrywca z innego fachu, rzeźbiarz genialny.
Amerykanie, którym lubimy utartym zwyczajem wyrzucać ich chęć zysku, pogoń za pieniądzem, oznaczanie wartości moralnych cyframi, ich szare domy i zimne kalkulacje — Amerykanie rozmiłowali się właśnie najbardziej w tej „niepraktycznej“ wiedzy. Wydają krocie na szkła wielkich teleskopów, na wyprawy arktyczne, na badania ryb głębinowych, na wzloty do stratosfery, na promienie kosmiczne i jaja gadów kopalnych. W głośnym Field Museum w Chicago stworzyli „Halę Człowieka“, kazali rzeźbiarce, Malwinie Hoffman, wykonać w kamieniu i brązie portrety najbardziej typowych okazów wszystkich ras, szczepów, ludów, rozsianych po kuli ziemskiej przedstawicieli wielkiej rodziny ludzkiej. Malwina Hoffman — uczenica Rodina — pracowała wytrwale przez lat sześć, odbywała narady z fachowcami, studiowała księgi antropologiczne, napastowała robotników w dokach i czerwonoskórych w ich rezerwatach i wreszcie zapełniła olbrzymią salę tłumem muskularnych Murzynów, dziwacznych Buszmenów, żylasnych Indian — przeszło sto posągów