Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dawniej w historii wiedzy ludzkiej, — od Galileusza do Pasteura każdy pionier musiał wojować i borykać się, niczym bohater antyczny, rozwalać pięścią mury, ale dopiero w naszej epoce badacz musi walczyć o elementarne prawo do życia. Giordano Bruno musi dowodzić, że to nie on podpala stosy, Galileusz — że nie on oślepia ludzi, a Pasteur, że nie chce wcale zarażać wścieklizną sąsiadów zza którejś miedzy. Kongres naukowców staje się powoli jakąś bardzo wzruszającą spowiedzią publiczną. Rachunek sumienia zajmuje coraz więcej miejsca i wypiera nawet powoli rachunek różniczkowy i całkowy.
Sir Josiah Stamp, astronom-amator, prezes wielu towarzystw przemysłowych, komisyj, banków, ekonomista, człowiek rozsądny, obrotny, dzielny, doświadczony, zagaił obrady w Blackpool, wygłosił ozdobną orację powitalną i — od razu rozpętał burzę. Sir Stamp uderzył w ten sam fałszywy klawisz, który znamy tak dobrze od dawna: nauka pędzi naprzód za prędko, zasypuje ludzi odkryciami, zmienia raptownie „warunki“ bytu, nie liczy się z „inercją“ urządzeń, instytucyj, z tradycją, nie daje człowiekowi czasu na przystosowanie się do nowych metod i narzędzi, oszałamia go, wyrzuca z posady na szmelc. Dobry jest postęp, pośpiech, ale ofiary tracą czasem duszę w zawrotnym, obłąkanym, przeraźliwym tańcu. Czy nie można by trochę zwolnić tempa? czy nie można by wprowa-