Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stwa szalejącemu światu? Wiedza ma tu — jak się zdaje — większe trudności, bo badacz-obserwator żyje trochę za krótko i nie zdąży sprawdzić, czy jego środki naprawdę skutkują.
Bardzo też mądrze postąpiła sobie pani Maud Slye, coraz bardziej znana i uznawana przyrodniczka z Chicago. Odłożyła tymczasem ad acta ludzkość, nabyła kilka białych myszy i hoduje ich potomstwo od lat trzydziestu, notując pilnie, baznamiętnie, ściśle, jak choroby i cechy psychiczne ojców przechodzą na dziesiątki i setki dalszych generacyj. Już sama ta racjonalnie, sucho, w cyfrach i tablicach, podana historia jest po prostu skarbnicą niezmiernie ważnych faktów, pani Slye spiera się z największymi powagami medycznymi, wykazuje im np. — ciągle na zasadzie suchych rejestrów — że straszliwy rak jest prawdopodobnie chorobą dziedziczną, nie nabytą, epidemiczną. Matematycy zajęli się tablicami pracowitej badaczki, biologia je studiuje, socjologia zwróciła na nie uwagę. Okazuje się, że dzieje małego stadka białych myszy, dzieje pokoleń, chorób przekazanych, atawizmów psychicznych, epidemij gasnących i rosnących, mogą być bardzo ciekawe, pouczające, ważne — nawet dla dumnych gromad ludzkich.
Różnica między nami i nimi polega głównie, jeżeli nie jedynie, na tym, że naszych dziejów nie spisała rozumna pani Slye, przyrodniczka.